Wysmukły dzban o lekko wyodrębnionej podstawie. Największa szerokość brzuśca przypada w połowie wysokości naczynia. Brzusiec łagodnym przewężeniem przechodzi w szeroką szyjkę; miejsce przejścia zaznaczone dookolną linią. Szyjka łagodnie przechodzi w wywinięty na zewnątrz wylew o zaoblonym rancie. Ucho szerokie, taśmowe, zaczepione pomiędzy dolną częścią szyjki, a brzuścem poniżej najszerszej jego części. Na szczycie ucha obejma ze skierowaną pionowo do góry, ozdobnie profilowana kolumienką zaopatrzoną w zawias, służący do przymocowania pokrywy, szczelnie zamykającej wylew. Pokrywka z bolcem w postaci kolumienki zakończonej kopułką z małą kulką na szczycie, tworzące paluch do jej podnoszenia. Na pokrywie proste liniowo-koncentryczne zdobienie uzyskane prawdopodobnie cyzelowaniem. Dzban w całości pokryty szkliwem, w środku cieńszą warstwą a na zewnątrz grubszą. Naczynie z wyraźnymi śladami naprawy: dziura w brzuścu zalepiona cynową, lutowana łatą, widoczne ślady po odrutowaniu, utrzymującym w całości pękniętą konstrukcję.
Wykonany w warsztacie garncarskim przez nieznanego rzemieślnika dzban pokryty został szkliwem obustronnie. Szklana polewa, prawdopodobnie dzięki domieszce tlenku manganu lub niklu, nadała zewnętrznym ściankom naczynia kolor bardzo głębokiego, wpadającego w czerń brązu. Od środka jego cieńsza warstwa daje odcień brązu przechodzący w ciemny fiolet, co sugeruje, że do szkliwienia, przynajmniej tej powierzchni, użyto raczej tlenku manganu.
Dzban zaopatrzono w klasyczną dla tego typu przedmiotów cynową pokrywkę ze specjalnym bolcem, nazywanym niekiedy paluchem, dla łatwiejszego jej podnoszenia. Pokrywka może świadczyć o przeznaczeniu dzbana do przechowywania i serwowania piwa. W trakcie biesiady lano z niego trunek do kufli, które także mogły być zamykane cynowymi pokrywkami. Według oceny dawnych, jak i obecnych piwoszy czyniło to napój smaczniejszym, gdyż piwo spożywane z naczyń otwieranych tylko po to, aby się napić, dłużej zachowuje swoje walory.
Stosunkowo duży dzban, o eleganckiej, wysmukłej formie nie należał zapewne do naczyń tanich. Musiał je wykonać doświadczony garncarz, o czym świadczy, oprócz formy uzyskanej na kole garncarskim, również sposób położenia szkliwa. Aby naczynie po wypale miało gładką, równomierną i jednorodną kolorystycznie warstwę glazury należało najpierw oczyścić piec z zanieczyszczeń i pozostałości innych szkliw. Następnie trzeba było rozmieścić naczynia w odpowiednich odległościach na półkach pieca i dwukrotnie wypalać w temperaturze uzależnionej od typu polewy. Każdy z wypałów powinien trwać parę godzin, przy równoczesnej kontroli przyrostu temperatury. Następnie przechodzono do etapu studzenia naczyń, który także wymagał cierpliwości i doświadczenia. Zbyt szybkie otwarcie pieca powodowało bowiem pękanie polewy, a nawet całych naczyń.
Iwona Karwowska